Mój niedawny występ w jaskini bez wątpienia przyciągnął uwagę, choć może nie do końca taką, na jakiej mi zależało. Z drugiej strony Anvara wydawała się zadowolona z towarzystwa, w jakim się znaleźliśmy. Z jakiegoś powodu przylgnęła do nas niewielka grupka awanturników, zapewne przyciągnięta moją niezwykłą charyzmą. Kowal Jarik, druidka Train i wielkolud Veksaner dołączyli do nas w karczmie Fidlestyksa. Zadawali mnóstwo pytań, ale na szczęście udało mi się powstrzymać Anvarę przed nadmierną wylewnością. Nasi kompani wyjawili nam nawet strzępki własnych historii, ale nie zadałem sobie trudu, by je zapamiętać – w końcu nie byli nikim ważnym, w przeciwieństwie do mnie. Udało mi się wydobyć od nich wystarczająco dużo informacji, by bez wzbudzania podejrzeń dowiedzieć się więcej o tym przeklętym mieście. Jak się okazało, dotąd do Gothy przybywało się tylko w jeden sposób – nagle pojawiając się w tutejszym "biurze przyjęć". Tam otrzymywało się dokumenty i przydział pracy.
Wtedy uświadomiłem sobie, że nie mamy żadnych dokumentów! Jeśli wpadniemy w ręce miejskich władz, możemy mieć poważne kłopoty. Dałem więc Anvarze do zrozumienia, że najwyższy czas się ulotnić, i chwilę później ruszyliśmy w stronę biura. Swoją drogą, mimo swej uciążliwości, elfia łowczyni okazała się całkiem przydatna w uciszaniu miejscowych oprychów. Z nią u boku nie musiałem się specjalnie obawiać zaczepiających nas typów – w końcu wciąż byłem dla niej całkiem cenny.
Na miejscu, dzięki odrobinie mojego nieziemskiego uroku, udało nam się ominąć gwardzistów pilnujących wejścia. Po chwili staliśmy już przed biurkiem urzędniczki zarządzającej całym tym ambarasem. Yvonell – bo tak się nazywała – była całkiem urodziwym diabelstwem o długich włosach i pięknych oczach. Było w nich jednak coś niepokojącego - łajdak od razu rozpozna drugiego łajdaka. Ponownie, dzięki szczypcie perswazji, udało mi się załatwić nam odpowiednie dokumenty, choć diablica zapowiedziała, że w przyszłości będę musiał się za nie odwdzięczyć. Przy okazji - machina stojąca na środku jej biura robiła wrażenie. Byliśmy nawet świadkami jej użycia - gdy wyssała tą całą “animę” z jakieś nowo przybyłego farfocla. Zaczynam się zastanawiać, czy tej mocy nie dałoby się jakoś lepiej wykorzystać…
Wieczorem znów zasiedliśmy w karczmie w towarzystwie naszych szemranych kompanów. Zaczynałem czuć się jak podrzędny pijaczyna, ciągle spędzający czas w taniej spelunie, otoczony łachmaniarzami i podejrzanymi typami. Na domiar złego, nasi nowi kompani okazali się bandą podobnych Anvarze psychopatów. Bez mrugnięcia okiem zaszlachtowali dwóch kloszardów, którzy próbowali wyłudzić od nas pieniądze przed karczmą. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że w ferworze walki udało mi się zademonstrować potęgę Hadala, ich przywódcy. Czuję, że naiwny Jehssail może się w przyszłości okazać całkiem użytecznym narzędziem…