Dla mieszkańców Gothy zbliża się wielki festiwal – jeżeli w ogóle można to tak nazwać. Ten tak zwany Dzień Niepamięci to chyba jakiś koszmar, który może podobać się tylko takim dziwakom jak Anvara, Veksaner czy Train! Już jutro na ulice wyjdą tłumy krwiożerczych oprychów i będą się nawzajem mordować aż do zmierzchu. I będą mogli to robić całkowicie bezkarnie! Ta cała Loża nieźle to sobie ukartowała – maluczcy zamiast knuć przeciwko panom, będą się tłuc między sobą. Wilk syty, a owca w kawałkach…
Każdy przygotowuje się inaczej na nadchodzący pogrom. Moi towarzysze mają oczywiście swoje pomysły, ale ja, jak zawsze, będę musiał ich na końcu ratować, więc sam nie próżnowałem. Nie jestem w końcu Jarikiem, który może po prostu wykopać sobie dołek i schować się w nim, zaspokajając głód kamieniami i ziemią – jak to zapewne czynią wszystkie krasnoludy z tego miasta. Na szczęście uknułem nieco subtelniejszy i zdecydowanie skuteczniejszy plan. Zamierzam bowiem stać się właścicielem całkiem okazałej nieruchomości.
Wszystko zaczęło się kilka dni temu, gdy otrzymałem wiadomość od Yvonell. Piękna recepcjonistka zleciła mi zabójstwo, grożąc, że wyda moją tajemnicę o podrobionych dokumentach. Czy ta słodka idiotka naprawdę nie rozumie, że skoro sama je sfałszowała, to i ją czeka kara, jeśli ktoś się o tym dowie? Tak czy inaczej, postanowiłem jej pomóc – nie ze strachu, ale z głębokiej „przyjaźni”, którą planowałem z nią zbudować. W końcu ktoś na jej stanowisku może być bardzo przydatny…
Tak więc od tygodnia nawijałem makaron na uszy niejakiego Henrego Jonesa – znanego niegdyś archeologa w Starym Świecie, obecnie dziwaka i odludka. Henry posiadał pokaźną bibliotekę i od lat prowadził badania nad historią i naturą Gothy. Był niezwykle zapracowanym człowiekiem, więc bez większych oporów przyjął mnie na swojego asystenta, gdy pewnego dnia zjawiłem się na jego progu. Odrobina manipulacji i kilka komplementów sprawiły, że po kilku dniach traktował mnie bardziej jak powiernika niż pracownika. W tym czasie uważnie go obserwowałem – jego rutyny, nawyki, obawy – szybko nauczyłem się czytać z niego jak z otwartej księgi. Gdy nadeszła wigilia Dnia Niepamięci, byłem gotowy do spełnienia prośby Yvonell. Zakupiłem nawet specjalną truciznę, która miała ułatwić mi zadanie. Postanowiłem również wykorzystać pomoc Jehssaila, który w ostatnich tygodniach stał się naprawdę użytecznym narzędziem.
Z ważniejszych informacji – tuż przed Dniem Niepamięci do miasta przybył niejaki Sędzia, urzędnik z Greyhawk odpowiedzialny za zsyłanie ludzi do Gothy. Gdy dotarł, czekała na niego osobliwa eskorta, co wzbudziło zainteresowanie moich towarzyszy. Stwierdzili, że ciekawym pomysłem będzie… zamordowanie wysłanników Lorda Evansa! Na szczęście po mojej stronie stanął Thalendil – Niebieski Mag, odpowiedzialny za szkolenie Anvary, która zresztą dołączyła do nich dzięki moim zdolnościom negocjacyjnym.
Gdy moi towarzysze rozprawili się z „gwardzistami”, którzy okazali się być tylko przebierańcami, a Thalendil odesłał z kwitkiem strażników chcących aresztować Anvarę i resztę, wprowadziliśmy Sędziego do wieży Niebieskich Magów. Tam udało nam się wypytać go o kilka spraw – do momentu, gdy pojawił się prawdziwy gwardzista z nakazem wydania Sędziego. Zgodziliśmy się pod warunkiem, że sami go odprowadzimy – przecież nie mogłem przepuścić okazji, by zyskać uznanie Loży! Lordowie przyjęli nas podczas obrad. Sam Evans zabrał nas do swojej komnaty, by podziękować za uratowanie Sędziego. Zauważyłem, że był niemal mojego wzrostu – wspaniale, nie będę musiał przerabiać tronu, gdy już zajmę jego miejsce! W komnacie Evansa dostrzegłem coś, co od razu przykuło moją uwagę – piękne lustro, ukazujące obraz Greyhawk w czasie rzeczywistym. Skurwiel miał coś takiego cały czas i zapewne mógł bez przeszkód kontaktować się ze światem zewnętrznym. Wszystko zaczynało nabierać sensu – wampir, ukrywający się w świecie wiecznie zasnutym chmurami, mógł bez końca zapewniać sobie dostawy świeżej krwi… Genialne i przerażające jednocześnie!
Wieczorem udałem się z towarzyszami do domu Henrego. Większa grupa sprawiała, że będzie mniej czujny. Przedstawiłem mu resztę i pozwoliłem im zadawać pytania – szczególnie Jarik był zainteresowany genezą Dnia Niepamięci i pewnym wiekowym młotem, który niegdyś przybył tu wraz z założycielem jego zakonu. Gdy rozmowy zaczęły mnie już nudzić, usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi – wreszcie pojawił się Jehssail. Nakazałem mu czekać, a sam podałem Henremu kieliszek zatrutego wina. Głupiec niczego nie podejrzewał. Gdy trucizna zaczęła działać, Jehssail pomógł mi go obezwładnić. Na szczęście Henry wspominał wcześniej o tajemniczej operacji, którą na sobie wykonał – uczyniła go odpornym na magiczne sugestie. Trudno. Moje plany wymagały drobnej korekty. Chwilę później Henry siedział związany i zakneblowany w swojej piwnicy, palce miał zaciśnięte liną, by nie mógł rzucić żadnych zaklęć. Początkowo chciałem wykorzystać sugestię, by lordowie zabili go podczas otwarcia Dnia Niepamięci. Teraz jednak postanowiłem zadowolić się czymś bardziej bezpośrednim – uduszeniem.
Wziąłem kawałek grubego sznura i zabrałem się do pracy. Niestety, praworządny Jarik próbował mnie powstrzymać – musiałem się naprawdę nagimnastykować, by wmówić mu, że Henry to niebezpieczny zbir. Gdy już niemal przekonałem krasnoluda, do rozmowy wtrąciła się Anvara i wykończyła Henrego celnym strzałem w gardło. Cieszę się, że stanęła po mojej stronie, ale przy okazji pobrudziła mój nowy dywan…
Tak oto stałem się właścicielem domu Henrego. Sfałszowane dokumenty spadkowe przygotowałem wcześniej. Jehssail miał wyrzucić ciało w jakimś zaułku, by wyglądało na ofiarę Dnia Niepamięci, a potem zająć się wyprowadzeniem wyznawców Hadala z miasta. Ja wraz z towarzyszami zaszyłem się w piwnicy Henrego, którą przygotował jako schronienie na takie okazje – całkiem przydatna sprawa. Ułożyliśmy się do snu, czekając na świt. Nie przewidziałem tylko jednego – mocy, jaką dysponował Evans. Sugestia, o której wspominał Henry, okazała się poważniejsza, niż sądziłem. W jednej chwili spałem sobie smacznie na miękkim posłaniu, w drugiej stałem już na placu, nieruchomy jak posąg, niezdolny do żadnego ruchu.
Tak rozpoczął się Dzień Niepamięci, a my – wbrew własnej woli – znaleźliśmy się w samym centrum nadchodzącej kaźni…