Dziś udało mi się dokonać czegoś niezwykłego! Przywołałem prawdziwego chowańca - małego fae, chochlika, który dzięki swoim rozmiarom i wrodzonej zdolności stawania się niewidzialnym pomoże mi szpiegować rywali, siać plotki i położyć fundamenty pod moje wspaniałe życie. Nazwałem go Loki. Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze…
Podczas naszego tradycyjnego już spotkania w karczmie, moi nowi towarzysze, z Anvarą na czele, postanowili wreszcie się do czegoś przydać i znaleźć zlecenie, które zapewniłoby nam w końcu jakiś zarobek - miałem już dość żebrania u mojej wielkiej łowczyni za każdym razem, gdy chciałem napić się dobrego wina albo wziąć porządną kąpiel. Ostatecznie dwa ogłoszenia przykuły naszą uwagę - oba całkiem intratne, choć jedno z nich interesowało mnie z osobistych powodów. Pierwsze, opiewające na niezłą sumę, dotyczyło polowania w pobliskim lesie na Szpikolisa - zbuntowanego giganta, który napadał na miejscowych zbieraczy i myśliwych, pozbawiając ich nie tylko dobytku, ale i życia. Zleceniodawcą był sam Bajok - samozwańczy król gigantów i członek Loży Lordów, organizacji sprawującej władzę w Gocie. Drugie zlecenie polegało na udaniu się nad jezioro, które niedawno pojawiło się w lesie, i odzyskaniu notatek zaginionej ekspedycji Niebieskich Magów – kolejnej wpływowej frakcji działającej w obrębie murów miasta. To właśnie to zadanie wzbudziło moją czujność – kierunek wskazany w ogłoszeniu prowadził do jeziora, przez które wraz z Anvarą trafiliśmy do tego przeklętego świata. Jeśli ktoś tam węszył, wolałem trzymać rękę na pulsie, by pewnego dnia nie obudzić się z nożem w brzuchu albo, co gorsza, na stole operacyjnym jakiegoś szalonego czarodzieja.
Od samych Niebieskich Magów dowiedzieliśmy się, że z zaatakowanej ekspedycji powrócił tylko jeden nieszczęśnik. Był wciąż nieprzytomny i majaczył, ale z jego bełkotu nie dało się wydobyć niczego konkretnego. Jego ciało pokrywały rany, wyglądające, jakby ktoś pociął go z nienaturalną wręcz precyzją. Nawet moja nowo zdobyta moc telepatii nie pozwoliła wydobyć z niego niczego użytecznego - choć udało mi się zasiać ziarno niepokoju wśród podejrzliwych magów.
Następnego ranka zgromadziliśmy zapasy i wyruszyliśmy na wschód, w kierunku znanego mi już lasu. Ostatnia znana lokalizacja Szpikolisa znajdowała się akurat po drodze do jeziora - co uznałem za wyjątkowo pomyślny zbieg okoliczności. Czułem, że szczęście naprawdę się do mnie uśmiecha!
Na morderczego olbrzyma trafiliśmy po południu. Jego pułapki zamaskowane liśćmi nie zdały egzaminu - Anvara wykryła je bez trudu. Nawet ona bywa czasem użyteczna! No, chyba że w grę wchodzi dyplomacja - wtedy lepiej trzymać ją na dystans. Sama bestia nie stanowiła większego wyzwania dla mojej nowej potęgi. Nie minęła nawet minuta, a Szpikolis leżał martwy w rosnącej kałuży własnej krwi.
Zabraliśmy łeb paskudnego giganta i po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej. W końcu moim oczom ukazało się znajome jezioro, choć tym razem wydawało się znacznie większe. Przeszukaliśmy okolicę i, poza odrobiną złota oraz ciałem jednego z agentów Niebieskich Magów, udało nam się wyłowić notatki z dna tajemniczego jeziora. Od razu zabrałem się za ich rozszyfrowywanie - wiedza w nich zawarta może być bezcenna, jeśli kiedykolwiek zechcę znaleźć wyjście z tego przeklętego miejsca.
Cholera, to był naprawdę dobry dzień…