Dzień 53

Dzień Niepamięci

by Vanir

Może nie tak to sobie wyobrażałem, ale ostatecznie poszło nam całkiem nieźle. Przyznaję, że kiedy nagle ocknąłem się na placu, otoczony znieruchomiałymi mieszkańcami, nie byłem szczególnie zachwycony sytuacją. Przed nami, na drewnianej platformie, stali członkowie Loży Lordów. Na czele, dumnie prezentując się przed tłumem, stał Evans, dzierżąc ogromny, dwuręczny młot. Gdy nasz jaśnie oświecony władca zakończył swój monolog, bez wahania zmiażdżył nim czaszkę jakiegoś nieszczęśnika skutego kajdanami.
W momencie, gdy pierwsze krople krwi skazańca spadły na bruk, poczułem, że odzyskuję kontrolę nad swoim ciałem. W tej samej chwili rozległ się zgrzyt otwieranych wrót ogromnej klatki, a z jej wnętrza wypadł gigantyczny minotaur, rzucając się na zgromadzoną gawiedź.
Wszyscy rzucili się do panicznej ucieczki. Wszyscy poza mną, oczywiście. Od razu wiedziałem, że to mój moment. Wypuściłem anielskie skrzydła i z okrzykiem na ustach ruszyłem, by stawić czoła bestii. Moi towarzysze też trochę pomogli.
W końcu potwór padł martwy, a ci mieszkańcy, którzy nie zdążyli jeszcze zbiec zbyt daleko, mieli okazję być świadkami mojego wielkiego triumfu! Ale moje starcie z minotaurem to nie było jedyne, co działo się tego dnia na placu. Grupa obdartusów, korzystając z chaosu, próbowała uwolnić słynnego wisielca. Moi towarzysze postanowili zająć się nimi - jak można się było domyślić, banda żebraków nie miała szans z doświadczonymi awanturnikami, zwłaszcza gdy do akcji dołączyła straż miejska. Ostatecznie wisielec wrócił na swoje miejsce, a ja skorzystałem z okazji, by pokonwersować z nim telepatycznie. Opowiedział mi jakąś rzewną historię o tym, czym Gotha mogłaby się stać, o prawdziwej naturze Evansa i tak dalej - nic, co mógłbym wykorzystać od razu, ale kto wie, może w przyszłości okaże się to przydatne…
Po wydarzeniach na placu udaliśmy się wraz z Thalendilem - który przybył nam z pomocą - do wieży Niebieskich Magów. Tam mogłem wreszcie odpocząć i porozkoszować się dobrą herbatą. Niektórzy z moich towarzyszy postanowili jednak spędzić ten dzień bardziej aktywnie. Z wysokiego okna wieży Veksaner wypatrzył, jak strażnicy prowadzą przez miasto dobrze nam znaną kelnerkę - Faris. Wraz z Jarikiem postanowili pójść ich śladem i, jeśli zajdzie taka potrzeba, uratować kobietę. Niestety, ich brawura nie popłaciła - ostatecznie wrócili pobici i ledwo żywi.
Resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku w wieży. Jednak pod wieczór całe miasto przeszył dziwny wstrząs, który dosłownie zwalił Thalendila z nóg. Okazało się, że mag jest wyjątkowo wrażliwy na wszelkie anomalie pojawiające się w Gothcie. Postanowiliśmy działać. Wsiedliśmy do powozu, który Veksaner przywłaszczył sobie po naszej wcześniejszej przygodzie z fałszywą gwardią Evansa, i ruszyliśmy w kierunku, z którego dochodziły wstrząsy.
Na miejsce wysłałem mojego chowańca, by zrobił rozeznanie. Już po kilkunastu minutach wszystko było jasne - mamy do czynienia z czymś znacznie poważniejszym niż zwykła anomalia. Grupa gnomów, dowodzona przez mężczyznę w płytowej zbroi, odprawiała dziwny rytuał na otoczonym skomplikowaną aparaturą, bezwładnym ciele Sędziego.
Na domiar złego, pod ścianą wąwozu stłoczona była grupa moich własnych wyznawców, z Jehssailem na czele. Banda głupców dała się złapać w pułapkę. Trzeba było ich ratować - nie było innego wyjścia.
Sama walka nie trwała długo. Przywódca gnomów okazał się być jedynie nosicielem, kontrolowanym przez móżdżek łupieżców umysłów, który zaatakował nas, gdy zniszczyliśmy ciało gospodarza. Widząc naszą potęgę, wielu gnomów natychmiast się poddało. Nakazałem moim wyznawcom, by ich związali. Uwolniliśmy prawdziwego Sędziego - poprzedni był jedynie podstawioną marionetką. Pozwoliliśmy mu wrócić do swojego pana. Łysawy mężczyzna okazał się być wampirem, a ja zdecydowanie nie miałem ochoty testować jego siły. Pozwoliłem Veksanerowi zająć się gnomami - w końcu trzeba było uszanować dzisiejsze "święto". Tak zakończył się Dzień Niepamięci. Zamiast odpowiedzi uzyskałem tylko więcej pytań…

Continue reading...