Nie wiem czy dzisiaj będę w stanie odpocząć jeśli nie uda mi się wyrzucić myśli z głowy. Stojąc u bram Eldrathil, miałam zupełnie inny plan na wizytę, ale znów, ja i moje plany jedno, a rzeczywistość swoje. A plan na dzisiaj był taki - zobaczenie co się na pierwszy rzut oka w mieście zmieniło, skorzystanie z otwartego zaproszenia na zaręczyny, spróbowanie tych wszystkich wspaniałości od Antona, zakwaterowanie gdzieś w dzielnicy Cogwork, może w Nakrętce jeśli byłoby miejsce, a rano wizyta w Muzeum. No i przyszedł czas zweryfikować plan. Ceremonia została przerwana przez nagłe wtargnięcie osoby, która zdemolowała tort zjadając sporą jego część....razem z jak się później okazało pierścionkiem zaręczynowym. Jako, że znalazłam się w gronie osób, które nie zwiały z tortowej kolejki gdzie pieprz rośnie (przyznaję, za dużo alkoholu, trochę za bardzo mnie znieczuliło), niedoszły(?), przyszły(?) narzeczony - Cedrik poprosił nas o pomoc w jak najszybszym znalezieniu tej osoby. Nie było to na szczęście trudne - za poszukiwanym ciągnął się szlak nadjedzonych potraw lub/i zdemolowanych stoisk. W ogóle, nasza... grupa, z braku lepszego słowa by ten twór określić składa się z najbardziej losowych osób jakie można by było wymyślić - Thri-kreena Guślarza, który, nota bene, zachowuje się jakbyśmy się znali od nie wiem kiedy i ma jakąś dziwną fiksacje na punkcie sera, kapłanki Manookhi, która miała pobłogosławić przyszłych narzeczonych i dragonborna.... chyba też podróżnika. Hm, tak teraz myślę że się nie przedstawił chyba. Ale wracając, gdy w końcu stanęliśmy twarzą w twarz ze sprawcą zamieszania, znikąd pojawili się jeszcze jacyś zamaskowańcy, którzy zaczęli nas atakować. No po prostu.... ale to nie koniec szaleństw. Po, ładnie mówiąc, usunięciu niebezpieczeństwa, dogadaliśmy się z łakomczuchem - Pączuchem - że odda nam pierścień, ale sam ma też do nas sprawę. Jak po kłębuszku, jedna rzecz za drugą. Po spotkaniu z babcią Pączucha, okazało się że kucharz Anton może mieć o wiele więcej za uszami niż się wydaje na pierwszy rzut oka. A sam Anton - zniknął. Szukaliśmy go po wszystkich miejscach jakie nam do głowy przyszły, w porcie znaleźliśmy jeszcze bardziej mącące w sytuacji informacje. I zejście do podziemi. I kolejną wizytę w fey, tak samo spodziewaną jak każdą inną. Istota, którą spotkaliśmy co prawda skupiła się na Guślarzu, ale mam nieodparte wrażenie, że wiedziała.
Dobra, głowa jest lżejsza i pustsza. Dopiję rumianek i muszę się jeszcze zakwaterować. Później pewnie dołączę do reszty siedzącej przed domem babci Pączucha. A miało być spokojnie.
AAAA TAK W OGÓLE TO NEW TALES BĘDĄ W MIEŚCIE, JUPI!