Uwielbiam to uczucie ciepłego wiosennego wiatru niosący zapach kwiatów, i gdy ich feeria barw przyprawia niemal o zawrót głowy. Prawie jak szklarnia młodego. Oh, właśnie, to mi przypomniało, że muszę mu wysłać te kilka nasion, które znalazłam po drodze. Spec od botaniki ze mnie szczerze mówiąc, nienajlepszy, ale wydaje mi się, że on bez problemu będzie wiedział co z nimi zrobić. Zejście z gór było nadspodziewanie szybkie, pogoda dopisywała, trakt widać że niedawno był odnowiony. Widać też coraz więcej podróżnych. Z rozmów można usłyszeć, że wielu z nich zmierza do Miasta Zbieżności. Okazuje się, że w tych stronach oświadczyny to bardzo świętowana okazja, czasem wydaje się, że nawet bardziej niż wesele. Pakt między rodami, sojusze, polityka i inne bzdety. Tak swoją drogą, to widziałam, że u jednego gospodarza tutaj są całkowicie czarne koguty i kury znoszące czarne jajka. Może uda mi się od niego kupić trochę piór, bo mimo że są czarne, to mają taki śliczny, pawi połysk... wprawiłabym je sobie gdzieś w zbroję. Czarny się nie gryzie z innymi kolorami koniec końców. Tutaj też mają w karczmie pierogi, ale nie chcę sobie psuć wspomnienia tamtych z kapustą. Ale za to jadłam kiszone ogórki i czosnek. P o e z j a. Może ja po prostu lubię kiszonki?
Jeśli dobrze pójdzie to za tydzień już będę siedziała w Muzeum. Może uda mi się w Cogwork dogadać jakiś warsztat....