Sesja 11 - Abordaż, spektakl i bitwa z demonami
General Summary
Dyskusja nad dalszymi krokami trwała do późnych godzin nocnych spędzonych również na eksploracji pozostałej części twierdzy Malekimów. Pośród ruin drużyna odnalazła gabinet połączony z osobistymi komnatami dowódcy Zakonu Vaelusa, w którym znaleźli małą skrzynkę zawierającą dziennik opisujący stan osobowy i zaopatrzenia twierdzy. Z rozpadających się stron udało się wyczytać jeden z ostatnich wpisów:
Data: 14 stycznia 1123
Stan osobowy: 32 ludzi zdolnych do walki, 6 chorych
Zaopatrzenie: żywności wystarczy na kolejne 2 tygodnie przy normalnym zużyciu, oleje i zapasy do pochodni ograniczone, uzbrojenie i amunicja w stanie niedostatecznym. Statek braci wysłanych po zapasy dotąd nie wrócił
Caldarius wraz z kilkoma innymi braćmi opuścił wyspę w nocy.
Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymamy.
Po tym gdy odwiedzili już wszystkie pomieszczenia twierdzy wysłuchując przy okazji planów Kuzo na zagospodarowanie twierdzy przez niego jako nowego mistrza Zakonu towarzysze rozłożyli posłania w sali jadalnej i po tym gdy zdecydowali by najpierw wybrać się do Samotnego Strażnika na terenie Erdalii przespali resztę nocy niepokojeni tylko przez szum ulewy i grzmoty burzy dochodzące z zewnątrz. Rankiem zebrali swoje rzeczy, wrócili na statek i skierowali go na północny wschód ku wąskiej zatoce oddzielającej północną półkę skalną od rozległych stepów należących do ludów Kazarym, z przedstawicielami których już po kilku dniach mieli okazję bliżej się zapoznać - jeden z ich statków zwiadowczych pędził prosto na Ostatnią Pieśń. Gdy statki były wystarczająco blisko odbyło się nietypowe powitanie - szaman znajdujący się na kazarymskim statku przywołał burzę nad pokładem jednostki drużyny, z której wkrótce zaczęły bić błyskawice. Towarzysze zareagowali natychmiast - Abdul wziął rozbieg i z Asvardem schowanym w przenośnej dziurze przeskoczył kilkumetrowy odstęp między statkami dzięki czemu barbarzyńca już po chwili wbijał Krwawy Zew w szyję szamana. Wojownicy z Kazarym stawiali zaciekły opór mimo ciosów towarzyszy i serii kul ognia rzucanych przez Kuzo, udało im się nawet powalić barbarzyńcę i mnicha ale zanim dobili Radymira ostatni z nich poległ. Radymir prędko ocucił towarzyszy i wrócili na pokład Ostatniej Pieśni opuszczając tonący statek z przypaloną flagą z symbolem konia stojącego dęba.
Kolejne dni rejsu spędzone na spokojnym żeglowaniu oraz rekonwalescencji doprowadziły w końcu drużynę do niewielkiego portu umiejscowionego na północnym brzegu zatoki, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Dravengard a Velmorą. Towarzysze opuścili statek zabierając ze sobą Gerwazego, Kaelena i cały osprzęt na wozie z końmi i wyruszyli w stronę wielkiej, drewnianej windy prowadzącej na półkę skalną na której stały walczące ze sobą miasta. W międzyczasie uzupełnili swoje zapasy jedzenia, sprzętu podróżniczego i ciepłych ubrań oraz zasięgnęli informacji na temat miejsca przez które będą przejeżdżać w drodze do Samotnego Strażnika. Stara karczmarka opowiedziała im co nieco o Dravengard opisując miasto jako nieprzyjemne, brutalne miejsce o gotyckiej atmosferze gdzie wojsko utrzymuje porządek poprzez ścisłą dyscyplinę, a także o Velmorze jako piękna miejscowość z widokiem na zatokę choć przyznała, że rzadko można spotkać osoby które je odwiedziły. Ponadto Kuzo poznał pobieżną historię Bastionu Varkenth - twierdzy, która wedle podań ma być najstarszą nadal stojącą strukturą na terenie Erdalii, o którą od setek lat miasta-państwa Dravengard i Velmora toczą wojnę. Tak wyposażeni w nowy sprzęt i informacje towarzysze wyruszyli w kilkugodzinną podróż do Velmory, gdzie dotarli około południa.
Velmora przywitała drużynę widokiem pięknych, harmonijnie ułożonych białych budynków o czerwonych dachach, gdzie czuć było zapach przypraw i świeżego prania. Handlarze na targu z fontanną dziewięciu posągów sprzedawali owoce morza, młoda dziewczyna zachęcała do kupna świeżych pomarańczy a miejski herald zapraszał na wieczorny spektakl zatytułowany Ku Ciemności.
Idylla ta wydała się podejrzana Radymirowi, Asvardowi i Gerwazemu którzy chcieli przejechać przez miasto bez zatrzymywania się, zaś Kuzo, Abdul i Kaelen zauroczeni Velmorą chcieli zostać tu przynajmniej do wieczora by wziąć udział w spektaklu. Dyskusję na ten temat przenieśli do karczmy Pod Białym Pucharem, gdzie młoda, ładna karczmarka Elaria wydawała się zaskoczona i nieco zaniepokojona ich widokiem. Przyjęła od Kuzo zamówienie na przygotowanie uczty z owoców morza i niemal wcisnęła mu butelkę wina, pod którą podłożyła kartkę z naprędce napisanymi słowami:
Odjedźcie przed zmierzchem lub nigdy.
Uznając treść notatki za szczerze ostrzeżenie barbarzyńca i paladyn wstali i skierowali się do wyjścia, jednak bard i mnich zdołali ich nakłonić do pozostania w mieście i wzięcia udziału w spektaklu z zachowaniem pełnej ostrożności. Na wszelki wypadek poinstruowali jednak Gerwazego i Kaelena by opuścili miasto i rozbili obozowisko nieopodal drogi do Samotnego Strażnika. Już kilka godzin później, tuż przed zachodem słońca miejski herald bił w dzwon informując mieszkańców o zbliżającym się rozpoczęciu wydarzenia - towarzysze z napięciem i (niektórzy) z ekscytacją wybrali się do Amfiteatru Przymierza i zajęli miejsca nieopodal wejścia. Około dwóch trzecich miejsc na widowni była zajęta gdy rozpoczął się spektakl.
Spektakl "Ku Ciemności"Po chwili aktorzy skierowali swe kroki do wyjścia i gestem zaprosili drużynę do podążania za nimi w kierunku Wieży Spokoju, gdzie miała odbyć się wieczerza powitalna. Drużyna zaskoczona zaproszeniem postanowiła podążać za aktorami w towarzystwie eskorty wampirów, którzy dołączyli do orszaku. Już po kilku minutach spaceru w trakcie którego Kuzo w tłumie dojrzał przerażoną Elarię bezgłośnie wymawiającą słowo UCIEKAJCIE przed bohaterami jawiło się wejście do wysokiej, ciemnej wieży pozbawionej okien a przed nim długi szpaler powitalny z kilkunastu osób po obu stronach kłaniających im się gdy ich mijali. Towarzysze z sercami w gardłach przekroczyli próg budynku i weszli po schodach na trzecie piętro, gdzie czekali już na nich sześciu wampirzych strażników oraz gospodarze - dwójka starych wampirów w niezwykle eleganckich szatach oraz człowiek w ciemnych szatach z symbolem Caldariusa wyrytym na czole siedzieli przy długim, dębowym stole na którym zamiast jedzenia stały tylko kielichy i dzbany z ciemną cieczą.
Wampir siedzący na miejscu honorowym przedstawił się jako Lord Veylen, obok niego siedziała Lady Salvea zaś kultysta nie został nazwany z imienia. Lord Veylen przywitał towarzyszy dziękując im za dołączenie do społeczności po czym wspomniał, że nie będzie im dane pozostać w mieście na długo - na te słowa z cieni wyszedł hrabia Thornwood, który z wściekłością w oczach zapytał drużynę jak udało mu się go odnaleźć. Rozwścieczony ich kpiącą odpowiedzią że nawet go nie szukali uśmiechnął się złowieszczo i pożegnał z nimi odchodząc z powrotem w cień - w tym momencie wampirzy strażnicy rzucili się na bohaterów, zaś trójka gospodarzy zniknęła za Thornwoodem. Towarzysze natychmiast sięgnęli po broń by bronić się przed atakiem nieumarłych, w wyniku czego wywiązała się długa, mordercza bitwa która omal nie skończyła się śmiercią drużyny. Na szczęście dzięki doskonałemu wykorzystaniu manewrów bitewnych przez Asvarda, inspiracjom i czarom Kuzo, strategicznemu wyłączaniu przeciwników z walki przez Abdula oraz nieocenionej pomocy czarów leczenia Radymira udało się pokonać w sumie dziesiątkę strażników. Wykorzystując chwilę spokoju po pokonaniu ostatniego z nich Radymir ocucił rannego Kuzo, który wykorzystał swoją popisową kombinację czarów niewidzialności i polimorfii i wraz z resztą drużyny przekazał swoje życie w ręce Abdula - ten po chwili na uspokojenie pognał niewidzialny w dół drzwi, gdzie zamiast dalszego oporu napotkał tylko komitet pożegnalny składający się z kilkudziesięciu wampirów, które pozwoliły mu odbiec w ciemność. Zanim udało mu się opuścić Velmorę przemykając po dachach budynków w głowie usłyszał tylko telepatycznie przesłane słowo:
Zasłużyliście.
Po kilkunastu minutach szaleńczego biegu Abdulowi udało się odnaleźć obozowisko Gerwazego i Kaelena. Wycieńczeni i ranni towarzysze rozłożyli się na trawie wokół ognia i zasnęli, zaś rankiem następnego dnia męczony wyrzutami sumienia Kuzo wyciągnął kartkę i napisał krótki liścik po czym rzucił czar i ryzykując wszystko w formie ptaka poleciał z powrotem do miasta kierując się w stronę Pod Białym Pucharem. Gdy odnalazł karczmę przysiadł na parapecie jednego z okien przez które dojrzał młodą karczmarkę i zaczął stukać dziobem w szybę tak długo, aż ta go usłyszała, podeszła do okna i je otworzyła.
Kuzo położył przed nią liścik, który Elaria rozwinęła po czym rozpłakała się kiwając głową - Kuzo zamienił się wtedy z powrotem w formę ludzką, kazał jej wskoczyć do przenośnej torby i ponownie odleciał w stronę obozowiska by po chwili przedstawić drużynie nową członkinię. Elaria rzuciła mu się na szyję z wdzięcznością i przywitała wszystkich a zapytana o swoje umiejętności przyznała z uśmiechem że potrafi pędzić bimber. Dalszą dyskusję prowadzili przygotowując się do dalszej podróży.
Następne dni marszu w stronę Samotnego Strażnika upłynęły spokojnie, aż drużyna dotarła do przesmyku w paśmie górskim stanowiącym skrzyżowanie dróg między zachodem a wschodem oraz z ścieżką prowadzącą do kaldery nad którą szczęśliwie nadal widać było wiszącą Pieczęć. Zanim jednak towarzyszom ukazał się widok Pieczęci usłyszeli odgłosy niepokojąco przypominające bitwę, do której juz wkrótce dane im było dołączyć - w przesmyku pomiędzy Samotnym Strażnikiem a Pieczęcią armia krasnoludów licząca kilka tysięcy żołnierzy odpierała właśnie atak demonów, które zdawały się wychodzić z czeluści kaldery. Bitwa sprawiała wrażenie wygranej jeszcze przed dołączeniem bohaterów, ale ich udział z pewnością uratował kilku lub kilkunastu krasnoludów przed niepotrzebną śmiercią - fakt ten został dostrzeżony i doceniony przez dowódcę straży stacjonującej w Samotnym Strażniku imieniem Thrain. Towarzysze zaniepokojeni skalą ataku demonów zaczęli wypytywać go o szczegóły, jednak ten obiecał z nimi porozmawiać gdy wrócą do fortecy i upewnią się, że wszyscy ranni otrzymali odpowiednią pomoc.
Samotny Strażnik przywitał drużynę widokiem ogromnych hal przygotowanych na stacjonowanie tysięcy żołnierzy i ich zaopatrzenia. Towarzysze zaczekali, aż Thrain będzie mógł ponownie z nimi rozmawiać i usiedli z nim do stołu, by przy jadle i napitku dyskutować o tym co się stało. Dowódca opowiedział, że w związku z upadkiem Pieczęci u wybrzeży Sorridii oraz drugiej pomiędzy półwyspami elfów krasnoludy wysłały kontyngent obronny który powiększył liczbę żołnierzy stacjonujących w Strażniku z dotychczasowych kilkuset do kilku tysięcy. Najazd demonów którego towarzysze byli świadkiem nie był pierwszym zdarzeniem tego typu, co skłoniło zarządców Samotnego Strażnika do znalezienia sposobu na zamknięcie wielkiej bramy wbudowanej w przesmyk między fortecą i Pieczęcią. Miał do tego służyć wielki, żelazny klucz w kształcie podkowy który zaginął ponoć wraz z upadkiem Tal-Graím - starożytnego miasta znajdującego się głęboko pod Strażnikiem, opuszczonego przez mieszkańców jako odpowiedź na katastrofę której szczegóły rozmył upływ czasu. Jedyna informacja jaka się zachowała to wzmianki o nieznanej sile, która ponoć namawiała mieszkańców miasta by ginęli schodząc coraz głębiej w zaułki, szczeliny i rozpadliny w skale. Thrain wysłał do tej pory dwie ekspedycje zwiadowcze do ruin Tal-Graím, jednak żadna z nich nie wróciła a właśnie mijały dwa tygodnie od wyruszenia w drogę przez drugą z nich. Towarzysze bez chwili zawahania zaoferowali że wybiorą się do ruin starożytnego miasta i spróbują odszukać klucz mając także na uwadze swój własny cel - spodziewali się bowiem znaleźć tam księgę stanowiącą relikwię jednego z Naznaczonych. Thrain rozważył przez chwilę propozycję drużyny, po czym spojrzał na nich i zapytał krótko: kiedy możecie wyruszać?


